czwartek, 21 czerwca 2012

remain nameless


Wszystko co chciałabym studiować, jest absolutnie poza zasięgiem moich możliwości umysłowych, choć czasem wydaje mi się, że wyewoluowałam własny horyzont zdarzeń pomiędzy kośćmi twarzoczaszki a potylicą. Prędkość ucieczki przekracza prędkość światła; ucieczka od własnych myśli nie ma prawa bytu w logice. Po chwili namysłu dodaję: po co uciekać od własnych myśli, skoro tylko do nich mogę uciec? Tylko we własnej głowie chronię się przed światem.

‘Normalna to rzecz, kiedy w dzień i w nocy nie chcesz już spać’. Ale ja chcę spać. Na przykład dzisiejszej nocy był nów, a ja jestem wilkołakiem, i nie mogłam. Ostatnimi czasy, kiedy już uda mi się zasnąć, choć nie są to godziny pożądane, to śnią mi się niemowlęta, dzieci, dużo znajomych z dawnych lat. Nawet pieprzony Daniel Radcliffe mi się dzisiaj śnił, ale to w dzień, z pewnością była to kara od mózgu za spanie kiedy jest jasno, nie wolno. Według senników niemowlęta oznaczają coś dobrego, ale według senników także gwałt oznacza coś przyjemnego co ma się wydarzyć w przyszłości, więc nie powinnam nawet z ciekawości tego sprawdzać. Jednocześnie obiecuję sobie, że powieszę łapacz snów nad łóżkiem w przyszłym mieszkaniu, taki jaki wisiał wiele lat w internacie i nad cudownym drewnianym łożem w domu, pozwalając mi spać spokojnie. Sama nie wiem, czy wierzę w jego moc czy wmawiam ją sobie i tym samym czuję się lepiej pod własną kołdrą.


Wypadałoby podsumować miniony akademicki rok, który minął trochę za szybko, choć na brak wrażeń nie narzekam. Przekonałam się po raz kolejny, że minimalnym nakładem pracy w niektórych sferach mogę osiągnąć założony wynik, i to mi się nie podoba, dlatego wcale nie będę nic podsumowywać pisemnie, jakbym była wiejską nauczycielką, o nie.

Jedyną rzecz, za którą będę tęsknić związaną z aktualnym jeszcze miejscem zamieszkania, przedstawiam poniżej. Więcej takich sąsiadów mieć nie będę z pewnością.









EDIT: Zmądrzałam w ciągu tego roku. 

środa, 13 czerwca 2012

każda myśl waży grubo ponad tonę

Ten moment, kiedy za oknem leje fantastycznie szumiący deszcz, wypełniający pokój zimnym powietrzem, ozonem i tym niesamowitym zapachem. A ja siedzę z kubkiem kakao w półcieniu, zamykam oczy i jak w Małym Księciu za zamkniętymi ustami szepczę do siebie: 'zapamiętam'.

Tyle chciałabym napisać, ale powoli zdaję sobie sprawę, że tego nie opublikuję. Myśli, które swobodnie przepływają po głowie i te, które przemaglowałam już w każdą stronę, nie potrafiąc skończyć tej farsy samej siebie z sobą.

Czekam na chwilę, gdy spokojnie usiądę bez wrażenia, że znów nawalam, bez wyrzutów sumienia tej solidnej i ogarniętej dziewczyny, którą w gruncie rzeczy potrafię być. Czekam na chwilę, gdy w internecie pojawi się informacja o spełnionym mikrym marzeniu, a ja pooddycham przez te kilka sekund lżejszym powietrzem. Czekam.


każda myśl waży grubo ponad tonę

poniedziałek, 4 czerwca 2012

nadawanie tytułów postom nie ma sensu.



Spędziłam pół piątku szukając w Internetach strony z internetową rejestracją do rekrutacji na studia. Jakieś lekkie cztery godziny, a podobno wszystko jest takie proste. (Albo upośledzenie wyraźnie daje o sobie znać.) Byłoby proste, jakby odnośniki na stronach przenosiły tam gdzie trzeba, a nie w kosmos, może gdybym pamiętała adres strony z zeszłego roku, to też przedsięwzięcie miałoby więcej szans na powodzenie. W końcu znalazłam, zapłaciłam za to, że wpisałam dane z zeszłego roku. System nawet wiedział, że nie potrzebuję drugiej legitymacji, łał. Pozostanę z tą ze skanowanym zdjęciem, na którym mam biały paproch na japie, najświetniej. Okazuje się też, że wbrew mniemaniu o wysokim poziomie własnej inteligencji staję się coraz głupsza, i chyba nie ma to nic wspólnego z tym że jaśnieją mi włosy. Tracę też duszę, bo rudzieją. Szkoda, że żołądka nie tracę, a w dodatku się rozciąga w każdym kierunku i przyprawia mnie o palpitację w sklepach z pysznościami. Jedno jest pewne, anoreksja mi nie grozi nigdy, jedzenie jest chyba najprzyjemniejszą z rzeczy jakie mi na tym świecie pozostały, oprócz muzyki.

Jak to jest, że jak nie potrzebuję to oglądam sobie pewne produkty a jak potrzebuję bardzo, to nie mogę ich znaleźć ani w sklepach ani w Internecie, choć żyję przekonaniem, że to nie tylko mój wymysł i że naprawdę istnieją? Mowa o fluorescencyjnym lakierze, ale nie takim w spreju, do felg, jakich są miliardy. Nie mam golfa dwójki, ani sejczento na sportowych laczach ze siedmioma spojlerami i nie chcę żeby świeciły się moje zajebiste alukołpaki. 


Wysłałam cefau do obwoźnej karuzeli. Jak mnie przyjmą, to się posikam w majty. (Pewnie przyjęliby już tydzień temu, więc na co liczysz Bieńkuńska?)



Zainspirowałam się. Dwie koszulki w zamian za naukę do sesji, zawsze.
I tak, robiłam zdjęcie jajkiem z czekolady.



Dlaczego zawsze, jak wyszoruję kibel do granic możliwości, tak że aż śmierdzi detergentami w łazience i można z niego jeść bez użycia rąk, to muszę siku?