środa, 18 lipca 2012

między nami jakieś miliony słońc

Wieloletnim doświadczeniem zabraniałam sobie chcenia czegokolwiek, o ile miało to wartość inną niż niewielką materialną, przez długi czas. Filozofią mego mądrego brata, której nauczyłam się bardzo szybko jest: 'asekuruj się'. Zabranianie chcenia mieści się w tym idealnie, nie pozwalając spragnionemu umysłowi szukania uciech tam, gdzie może stać się krzywda.


Długie godziny w ciszy między roślinami, sama ze sobą, okutana w szmaty jak w burkę, chroniąc chorą skórę przed wszelkim słońcem, mam czas. Mam czas myśleć, wnioskować, międlić, trawić. Powolutku, małymi kroczkami próbuję przekonać sama siebie, że pragnienie nie jest złe. Brak wody jest zły, ale nie pragnienie. Póki co, bardziej słowa w internecie, niż prawdziwa myśl.


Słuchając w nocy bijącego w werandę deszczu czytam wszystko, co znajdę w zasięgu rąk. Aktualnie seria wszystkich przygód Doktora Dolittle'a, pokolorowana przez Zuzannę lat 5 około. Miałam gust, nie zmieniłabym doboru barw nawet teraz! Mogłabym sprzedać pożółkłe kartki książek jako wczesne szkice projektów Valentino, brakuje tylko trochę czerwieni. Mamonę na pewno zrobiłabym na tym lepszą, niż na murzyńskim zapierdolu w Żelimusze.


Nie mam oczywiście nic przeciwko otrzeźwiającemu zapierdolowi. Ten zawsze w cenie, zmęczenie fizyczne dominuje ciało stwarzając umysłowi pewne granice; dokąd może się zapuścić, chociażby we śnie. A te ostatnio nie są dla mnie łaskawe. Podświadomość płata mi figle wyciągając na wierzch wszystkie żałosne resztki wspomnień, domysłów czy marzeń, którym dałabym wiele, by znikły nie męcząc biednego spragnionego umysłu jeszcze raz. A jeśli muszą, to niech nie ocknę się pośrodku ruiny.

1 komentarz: