poniedziałek, 3 grudnia 2012

i got 99 problems and the bitch is one


Sen pierwszy
Jest styczeń, minus piętnaście. Zimny poranek, choć słońce świeci tak mocno jak potrafi tylko zimą. Na balkonie wysokiego piętra my, owinięci kocem nadzy i wilgotni. Palimy jedynego papierosa na pół. Dym miesza się z ciałami parującymi oddechem. Eddie Vedder śpiewa, że 'there's a big hard sun'. Potem już zawsze kojarzyć mi się będzie to z tobą. Patrzenie w słońce i Eddie.


Sen drugi
Pierwsze skrzypce, mikre ćwiartki wypożyczone ze szkoły. Mam je w domu, ekscytacja sięga orgazmu sześciolatki. Wyjmuję drżącymi łapkami smyczek i instrument, pachnie tak fascynująco, jak las w pudełku. Wtedy jeszcze z prostym kręgosłupem delikatnie przytulam las brodą, przykładam smyczek do strun i... JEBS, struna pękła. Do dziś przebiega mi po plecach dreszcz za każdym razem, gdy własne skrzypce wlepiam w szyję.


Literatura wymazuje wspomnienie o kobiecie, mówił Henry Miller. Czytaj więc dużo, choć pożyczone książki oddajesz niedotknięte. Czytaj mnie, czytaj oczy, czytaj ludzi. Na mojej twarzy nie widać nic, tak mówią. Oprócz makijażu, dodaję. I otwieram kolejną książkę.




Niektórzy uważają, że skoro nie gram już to powinnam sprzedać skrzypce. Wyobrażasz sobie sprzedać kogoś, kto całuje cię czule w to najcudowniejsze miejsce, gdzie szczęka spotyka się z szyją? Mógłbyś oddać komuś przyjaciela, który pasuje do obojczyka lepiej niż męskie zwilżone językiem wargi, za pieniądze? Nawet malinki zostawia podobne.






- Ty, powiedz mi, bo się znasz: jak mi schną usta strasznie to za mało wody pije czy co?
- Za dużo japę otwierasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz